Czego jeźdzcy nie chcą wiedzieć o koniach.
Począwszy od tego postu wprowadzamy serię postów pod symbolicznym tytułem „Czego jeźdzcy nie chcą wiedzieć o koniach”. Ten cykl tych postów powinien uświadamiać na bieżąco potencjalnego jeźdźca, jak natura ukształtowała życie konia, a jak człowiek to końskie życie zmienił. Zanim wydacie swój osąd na ten temat, to przeczytajcie ten pierwszy z postów (w myśl przysłowia, żeby nie oceniać książki po okładce).
Cezar
————————————————————
Po pierwsze: Według mnie, przeciętny jeździec nie chce wiedzieć przede wszystkim o tym, że w jeździectwie nie ma nic naturalnego. I od razu uprzedzam, że nie odnoszę się tym sformułowaniem do nurtu jeździeckiego zwanego naturalnym. Chodzi mi o to, że ludzie nie zadają sobie trudu, żeby zrozumieć i uświadomić sobie, że natura w żaden sposób nie przygotowała koni do noszenia nas na grzbiecie i ciągnięcia czegokolwiek za sobą. Bycie czworonożnym i silniejszym od człowieka zwierzęciem nie oznacza przygotowania i predyspozycji do tego rodzaju wyzwań. Brutalne i nieprzemyślane zaprzęganie koni do pracy niszczy im zdrowie fizyczne i psychiczne. Żyjące na stepach dzikie konie przemierzały duże odległości ale w wolnym spokojnym tempie, nieustannie podskubując przesuszoną roślinność. Galopowały tylko na krótkich odcinkach podczas ucieczek przed zagrożeniem. Kłus nie był im do niczego potrzebny. W naturze nie bywały obciążone żadnym ciężarem na grzbiecie ani za sobą. Dlatego w podświadomym odruchu, w odpowiedzi na obarczanie go jakimkolwiek ciężarem, wierzchowce przeginają w dół plecy i przeciążają przód swojego ciała. Napinają nerwowo i kurczowo mięśnie. Blokują ruch stawów. Długotrwały wysiłek jest obcy dzikim koniom. Obce im są „lajcikowe”, godzinne podróże poprzez lasy i łąki, jak i kilkuminutowe przejazdy na parkurach i czworobokach. Dla dzikich koni abstrakcją jest też konieczność skupiania się na jakimś powierzonym im zadaniu. Trening pod jeźdźcem, który dyktuje mu warunki w ramach jakich ma się poruszać, jest niewiarygodnie trudnym psychicznie zadaniem. Natura nie wyposażyła tych zwierząt w umiejętność skupiania się na „dialogu” czy też „wysłuchiwania monologu” istoty innego gatunku. Gatunku siadającego mu na godzinę na grzbiet. A pomyślcie o koniach szkółkowych pracujących po kilka godzin. Młody koń, wchodzący dopiero w życie zwierzęcia użytkowego, jest w stanie skupić się na pracy na kilka minut. Koń potrzebuje długiego czasu szkoleń i wielu wytycznych, które pozwolą mu nauczyć się skupiania na pracy i poleceniach opiekuna.
Natura nie przygotowała też konia na życie w zamkniętych boksach, których przestrzeń pozwala tylko na obracanie się w te i z powrotem. Nie przygotowała na ludzkie upodobania do ubierania ich w ciepłe ubranka przy kilkunastu stopniach ciepła. Nie przygotowała nawet na te ubranka przy temperaturach minusowych. Nie przygotowała na wbijanie gwoździ w kopyta. Nie przygotowała na pracę z prętem metalowym w pysku ani z paskiem na nosie czy sznurkiem na szyi. Nie przygotowała do niczego co funduje im człowiek.
Skoro mimo wszystko fundujemy nienaturalne doznania tym pięknym i mądrym zwierzętom, to róbmy to świadomie i poszerzajmy wiedzę, pozwalającą zmniejszyć dyskomfort fizyczny i psychiczny naszych podopiecznych.
Po drugie: Jeźdźcy nie chcą wiedzieć, że są tylko trzy powody dla których wierzchowiec odmawia wykonania polecenia.
Pierwszym powodem może być fakt, że koń nie rozumie polecenia. Drugim powodem może być brak fizycznych albo/i psychicznych możliwości do wykonania polecenia jeźdźca. A trzecim – próba uniknięcia bólu i dyskomfortu, jaki może przynieść wykonanie ćwiczenia przy braku fizycznych i psychicznych możliwości. Wykonanie go po siłowym i bolesnym wymuszeniu przez jeźdźca. Dwa ostatnie powody ściśle się ze sobą wiążą.
Pomysł na ten post przyszedł mi do głowy dzień przed jego napisaniem. Wieczorem tego dnia napisała do mnie znajoma pasjonatka jeździectwa: „Ale dzisiaj wałaszek miał amazonkę! Ona ponoć długo jeździ….. Zbiła go, a jak zarzucił tylnymi nogami w proteście, to go za karę poszarpała za wędzidło. Nic dziwnego że spięty biegł i nie mógł dobrze skoczyć przez przeszkodę. Ten trening przypomniał mi, dlaczego unikałam oglądania treningów”. Zapytałam amazonkę czy instruktor pozwala na takie traktowanie konia. Odpowiedziała: „… Instruktorka mówiła jej, że siedzi zbyt sztywno i to ona hamuje konia. Ale on (wałaszek) ma opinię lenia, więc instruktorka pozwala na bicie batem. Dziewczę też szarpie konia za wędzidło i krzyczy – Ogarnij się”. Internetowa znajoma napisała mi, że ten wałaszek niechętnie odpowiada na polecenia przejścia do kłusa. Dlatego, gdy uda się komuś w końcu wymusić kłus, to „…. jedziesz choćby nie wiem co”, jak określiła to amazonka.
Potem amazonka zadała mi pytanie: „A Ty też często widujesz treningi takich dziewczyn, jak opisałam? Jest ich u Was dużo?” No cóż….. Wczoraj widziałam jeźdźca na młodym koniu, który skarcił go, zadając mu spory ból, w brutalny sposób przy użyciu wędzidła. Koń wpadał w galopie do wewnątrz i nie odpowiadał na sygnały wymuszające poprawienie tego błędu. Jeździec wymuszał je zaciągniętą do granic możliwości wodzą i wbitą pod żebra ostrogą. Widuję „pracę” tego jeźdźca dość często. Zawsze stosuje on bez żadnej refleksji te same siłowe sygnały i…….. liczy chyba na cud. Liczy na to, że koń w końcu odpowie na sygnał, na który nigdy nie odpowiadał. Liczy chyba na ten cud, bo nie zauważa braku równowagi swojego konia i nie pracuje nad jej poprawą. Nie zauważa napiętych mięśni w przeciążonym przodzie ciała konia i nie próbuje namówić konia na ich rozluźnienie. Dlaczego nie zauważa i nie pracuje? Powodów jest zapewne wiele: wymaga to między innymi wysiłku intelektualnego i zdobywania wiedzy na temat motoryki ciała wierzchowca. A większość jeźdźców preferuje siłową walkę z podopiecznym, niż ów wysiłek intelektualny. Jeździec ten nie zauważa również obolałych pleców swojego konia i totalnego braku zaangażowania jego zadu do pracy. Ten młody koń, nawet bez obciążenia jakim jest człowiek na jego grzbiecie, idzie jak starzec na sztywnych i obolałych nogach.
W przypadku koni, o których mowa w tym poście, przyczyna, dla której zwierzę odmawia wykonania polecenia, nie jest jedna. Te konie mają wszystkie trzy wymienione powody do tego, by nie wykonać polecenia. Te konie są karcone mimo, że mają ważne i uzasadnione powody, by nie wykonać polecenia. A karcący ich jeźdźcy nie chcą wiedzieć, że wymierzają swojemu podopiecznemu karę za swój brak wiedzy, wyczucia, umiejętności i empatii.
W trakcie pisania postu internetowa koleżanka przysłała mi kolejne wiadomości, w których zawarła swoje dalsze refleksje na temat pracy z wałaszkiem:
„… pokutuje takie przekonanie, że uderzenie konia bacikiem nie boli, bo jest on duży. Pewnie lekkie klepnięcia nie, ale cięgi…. Konie nie piszczą jak psy, stąd też pewnie ludzie myślą, że je to nie boli. Lekkie klepnięcia za łydką czy na łopatce czasem są potrzebne. Instruktorka w naszej stajni często mówi: klepnij lekko bacikiem, to nie boli a zmotywujesz konia. No więc ludzie myślą, że jak dadzą baciora porządnego, to też nie boli”. Amazonka zauważyła jednak, że narracja instruktorki co do lekkiego klepnięcia zmienia się, gdy jakiś jeździec dosiada wspomnianego wałaszka. „Nie mówi już wówczas klepnij lekko tylko: „….. daj mu baciora, on musi iść. No i wtedy tłuką tego konia…. „. Moja korespondencyjna rozmówczyni stwierdziła również, że dla niektórych jeźdźców używanie bata jako narzędzia do zadawania bólu, nie stanowi problemu i nie prowokuje do przemyśleń oraz refleksji nad sensem takiego działania. U innych wywołuje wyrzuty sumienia i opór przed takim bezsensownym działaniem. Amazonka relacjonuje dalej, że wałaszek to duży (180 cm) i młody koń, którego dosiadają niedoświadczeni szkółkowi jeźdźcy. Jeźdźcy ci nie radzą sobie z problemem ”nieposłuszeństwa” tego zwierzęcia, a jedyną radą jaką otrzymują od instruktora jest brutalne użycie bata. Czasami nawet instruktorom tym przychodzą pomysły na użycie bardziej brutalnych bodźców wobec konia. Wyłamujące przed przeszkodą wierzchowce mogą liczyć na straszenie drewnianym kijem. A jeźdźcy przestraszeni takim sposobem szkolenia, mogą liczyć na sugestię, że takie „treningi ” wyrabiają siłę charakteru i odwagę. Odnoszę wrażenie, że tacy instruktorzy nie chcą wiedzieć o koniach bardzo wielu rzeczy.
Po trzecie: Jeźdźcy nie chcą wiedzieć, że nieprawidłowy sposób poruszania się konia, robi mu krzywdę.
Wszyscy jeźdźcy wiedzą, że konie powinny mieć zapewniony regularny ruch. Pozamykane w stajniach i na niewielkich padokach, pozbawione są one możliwości zażycia go w naturalnej formie. Zwierzętom, którym przyszło mieszkać w zamkniętych boksach, ruch muszą wygenerować ich opiekunowie. Ta konieczność zapewnienia ruchu jest jak „prawda objawiona”, która pozwala ludziom nie zwracać uwagi na jakość końskiego ruchu, który im fundują.
Dla ludzi dosiadających wierzchowce najważniejsze jest, by koń szedł do przodu w trzech chodach, skakał przez przeszkody i wykonywał taneczne figury. W końcu stali się przecież właścicielami czy opiekunami takiego zwierzęcia po to, by ich woził. Woził na spacery i na zawody. W związku z tym, tresura wierzchowców ma jeden nadrzędny cel – konie mają ruszać się pod dyktando jeźdźca bez względu na wszystko. Żeby osiągnąć ten cel, wymusza się ten ruch stosując presję fizyczną i psychiczną. Nie ważne, że konie biegną bez równego rozłożenia ciężaru, równo rozłożonego na cztery nogi. Nie ważne, że mają przeciążone nogi przednie a zadnich nie potrafią zaangażować do pracy napędowej. Nie ważne, że zadnia część ich ciała podąża zupełnie innym torem niż przednia. Ważne, że idą, biegną i skaczą. Nie ważne, że mają spięte mięśnie i blokują swobodny ruch stawów. Dla wielu jeźdźców to nawet lepiej, bo taki spięty, sztywny i obolały koń skupia się na bólu a nie na tym, by przekazać jeźdźcowi informacje o nieprawidłowościach w jego ciele. Taki obolały koń skupia się na tym, żeby „odbębnić” godzinne tortury, by móc potem samotnie w boksie regenerować się po dyskomforcie fizycznym i psychicznym.
Ostatnio przeczytałam ogłoszenie o sprzedaży 14 letniego konia po karierze jeździeckiej. Koń sprzedawany jako towarzysz dla innego nieszczęśnika. Widywałam podobne ogłoszenia o sprzedaży konia, tylko jego wiek był dużo niższy. Ludzie kierując się swoim egoizmem, wygórowanym ego i niechęcią do rozumienia motoryki i biomechaniki końskiego ciała, tworzą nawet z tak młodych koni fizyczne wraki. Ten ich stan tłumaczą potem na wszelkie sposoby – np. predyspozycjami albo tym, że akurat ten koń tak ma. Jeźdźcy nie chcą sobie uświadomić, że zmuszając zwierzę do ruchu przy napiętych mięśniach, zablokowanych stawach, przy braku równowagi i nieprawidłowo ustawionym ciele, fundują na przyszłość swoim podopiecznym życie w bólu. Życie z opuchniętymi nogami, wklęśniętymi plecami, obwisłym brzuchem, uszkodzonymi ścięgnami i stawami. Fundują życie ze zwyrodnieniami kostnymi i z mięśniami, które nie pamiętają już stanu rozluźnienia. Ale dla typowego jeźdźca to wszystko nie jest ważne. Ważne jest to, że tu i teraz jeździec może na swoim podopiecznym jeździć bez ograniczeń.
Potem dla tych wszystkich końskich dolegliwość można wymyślić jednostki chorobowe i poczuć się usprawiedliwionym. Do tego można dodać samozadowolenie, bo przecież takim koniom jeźdźcy fundują masaże, badania weterynaryjne, suplementy, pasze i śliczne derki ogrzewające obolałe ciało.
Mówi się, że sport to zdrowie. Wszyscy jednak wiemy, że to nie do końca prawda. Zawodowi sportowcy często po zakończeniu kariery borykają się z problemami zdrowotnymi, które są efektem tej kariery. Amatorzy, którzy próbują swoich sił w różnych dziedzinach sportu, nabawiają się różnych kontuzji tylko dlatego, że wykonują ćwiczenia nieumiejętnie. Zwykłe bieganie….. niby prosta rzecz a wielu człapiących biegaczy, poruszających się z zablokowanymi stawami robi sobie krzywdę. Ale ludzie uprawiają sport z własnej nieprzymuszonej woli. Podejmują decyzje i ponoszą ich konsekwencję. Konie nie mają wyboru. Za to ponoszą zdrowotne konsekwencje ludzkich decyzji i wyborów.
Olga Drzymała
Link do postu: https://jezdzieckielementarz.wordpress.com/2020/12/17/czego-jezdzcy-nie-chca-wiedziec-o-koniach-rozdzial-pierwszy/